historia jak z filmu
Komentarze: 8
A to było tak... dzień przed wyjazdem Grześka. Spotkaliśmy się, poszliśmy sie przejść do lasu i zaczęło padać. Zwialiśmy do domu. Nie chciałam żeby zmókł, powiedziałam żeby mnie nie odprowadzał. Puściłam jego ręke i odeszłam, ale po krótkiej chwili już tego żałowałam, cały czas sie oglądałam. W drzwiach od domu byłam już zapłakana. Kiedy wieczorem siadłam na gg, on już tam był.
Napisał do mnie, żalił się że chciał się ze mną pożegnać, że nawet mnie nie przytulił... Ja tylko przytakiwałam i ryczałam. Pobiegłam do taty spytałam czy mnie wypuści z domu. nie zgodził się. Załamałam się. A Grzesiek już pisał, że idzie do sklepu a potem spać. Mama zaczęła mi współczuć i mnie wypuściła. Napisałam mu że zaraz do niego przyjadę na rowerze. Tak bardzo chciałam go jeszcze zobaczyć...
Jechałam tak szybko jak tylko mogłam. Gdy dojechałam w umówione miejsce i gdy już się zobaczylismy, podjechaliśmy do siebie. Rzucił rower na środku drogi i podbiegł do mnie. Nie chciałam, żeby ta chwila się kończyła, było mi tak dobrze, oboje byliśmy szczęśliwi. Nogi mi się trzęsły ze zmeczenia, oboje sapaliśmy. Ale najwazniejsze było to, że była w jego ramionach... A teraz... już go nie ma. Nie będziemy sie widzieć miesiąc, a ja 4 dni nie wytrzymałam. Jest mi źle, bez przerwy płaczę. JA go potrzebuję! ;(
Dodaj komentarz